Fotowoltaika jest modna. Panele na dachach widać coraz częściej. Firmy instalacyjne prześcigają się w składaniu ofert i kuszą oszczędnościami. Rzekomo koszt instalacji zwraca się po dwóch latach, a przez następne 18 można się spodziewać rachunków za prąd na poziomie 10% obecnych wydatków.
Kliknąłem zatem na dwa maile oferujące instalacje. Przy okazji dowiedziałem się, że falowniki mogą wspólne dla wszystkich paneli lub dla każdego z osobna. Koszty niewiele się różniły, oscylowały wokół 20 tysięcy zł. Każda z firm zapewniała o możliwości skorzystania z ulgi termomodernizacyjnej. Prawie 1/4 kosztów by odpadła a rentowność by wzrosła.
Zapoznałem się z treścią ustawy. Tu nasunęły mi się wątpliwości - czy aby podpadam. Przecież dom za który zapłaciłem ćwierć wieku wcześniej jest własnością miasta stołecznego Warszawy. Ale może się mylę i jednak ulga mi się należy? Napisałem do urzędu skarbowego. Urząd potrzebował miesiąc z okładem, ale odpowiedział - ulga mi nie przysługuje.
Wydawać by się mogło, że sprawa dotyczy niewielkiej grupy osób i to w dodatku dobrze sytuowanych - skoro stać ich było na własny dom. Bogacze i tak mają za dobrze. Ale podobny problem spotka każdego. Również emerytkę mieszkającą w mieszkaniu M3. Sprawa nie musi dotyczyć paneli fotowoltaicznych na dachu. Może dotyczyć chociażby wymiany okien.
Zawarte w blogu poglądy są wyrazem prywatnych opinii autora i nie reprezentują stanowiska jakiejkolwiek organizacji.